widoo |
Wysłany: Śro 17:45, 03 Maj 2006 Temat postu: TATUAŻ Z Raiatea ludu Maohi (POLINEZJA) |
|
Według legendy dwaj młodzi bogowie: MATA MATA ARAHU I TRA'I PO pobierali naukę i praktyki tatuowania u TOHU- boga tatuaży. Kolejnego już dnia bez skutku zabiegali o względy pięknej HINA; rodzice pilnie strzegli swej córki przed amantami, ażw końcu, kiedy bogowie stanęli przed nią cali pokryci wzorami na ciele, HINA zakochała się i uległa im bez reszty. Od tamtej pory mężczyźni tatuują się, by podnieść własną atrakcyjność.
Hehhehe...- nie jest to oczywiste?! No tak i nie śmieszne, ale podstępne. Dzięki takiemu mitowi łatwo było przekonać ludzi do tatuażu. Dziś, żeby zachęcić do zakupów w sklepie, 'cycate laski' stoją w progu i rozdają gadżety reklamowe. A motywy były jakby oczywiste (dla bogów) i podyktowane potrzebami, o których nie układano żadnych mitów, bo i po co, hehehhehe...
Celebracja święta tatuażu na Raiatea. Pomiędzy piaszczysta plażą a pasem zielonej trawki, który prowadzi w głąb wyspy, jeszcze przed linią drzew można zauważyć pas usypany z czarnych kamieni, żwiru?! W jednym jego końcu całkiem duże głazy tworzą solidny grunt pod ołtarzyk wykonany z drewnianych bali. Małe podium, albo ołtarz, jak kto woli, jest raczej skromny, ale zadaszony i przystrojony zielonymi aplikacjami. To tu odbywa się rytualne tatuowanie, lecz zanim do tego dojdzie, minie trochę czasu. Jest wczesny poranek, słońca jeszcze nie ma na horyzoncie. Zapalono pochodnie. Na początku kapłan przywołuje bogów przodków, by uczestniczyły duchem w akcji. Następnie zaprasza dziesięciu tatuatorów do spaceru po wulkanicznej lawie w celu oczyszczenia. Ogólnie świąteczna atmosfera, podniecenie, do tego egzotyczne fryzury ubrania i oczywiście wymalowane czerwonym pigmentem twarze tubylców, tego też nie zabrakło. Jest ciekawie. Punktualnie o poranku, wschód słońca- kapłan wychodzi na pasaż, będący głównym miejscem ceremonii i odprawia modły.
W tej części uroczystości udział biorą wszyscy: cała wioska, gapie, licznie przybyli turyści. Po prostu festyn i zabawa, tak mi się wydaje, ale to pozory, nastroje tubylców nie są smutkiem ani wesołością. Są pogodni i odświętni, weseli duchem, ale poważni. Powodem tych nastrojów jest towarzyszący obrządkowi zwyczaj składania kamieni modlitewnych na ołtarzu z naturalnie zakrzepłej lawy. Pobożna atmosfera skutecznie podnosi imperatyw osobisty, pogłębia więź z przodkami, nadaje wysoką rangę całej uroczystości. W zasadzie jak nasze Boże Ciało, podobne ma się odczucia.
Zabieg rytualnego Tatuowania odbywa się na macie. Postać leżąca nań to nasz inicjowany mężczyzna. W najbliższym otoczeniu są tylko niezbędne osoby,: pomocnicy, tatuator i kapłan. Reszta wioski jakieś dwadzieścia metrów dalej siedzi w roli świadków. Nikt nawet nie zbliża się do areny, ani nie wkracza na żwirową alejkę. Czasami podczas obrządku pije się napój KAVA-KAVA (SAMOA, THAITI, TONGA). Sporządza się go ze sproszkowanego korzenia miejscowej rośliny i pije dla 'relaksu'- no ja bym tego tak nie nazwał hehehhehe... . Nadchodzi czas na tatuowanie, odbywa się ono ceremonialnie, mężczyźni mają głowy przyozdobione plecionymi liśćmi palmowymi, a fryzury dość wyszukane- fikuśne z czerwonymi piórkami- ogólnie zdobne, jak na tę okazję prezentują się okazale. Technika wykonania tatuażu jest oczywiście tradycyjna a wzornictwo ściśle tajne, magiczne i religijne.
Tak jest tylko dla wybranych i nie znaczy to, że każdy zainteresowany tatuażem musi przynależeć do rdzennej społeczności. W dzisiejszych czasach tatuowanie jest niezłym biznesem (agroturystyka). W okolicznych chatkach można wytatuować się na życzenie od stóp do głów. Co nie jest rzadkością, a popularność takich spotkań jest znaczna i nie ma się czemu dziwić. Tego rodzaju praktyk, na takim poziomie “szamańskiego animuszu” w Europie i nigdzie w cywilizowanym świecie się nie celebruje w taki sposób. Słowem szkoda, że u nas nie ma takich zwyczajów, bo pewnie byłoby o czym pisać, a tak niestety hehehheheh...., tylko tyle heheheheh... . |
|